wtorek, 8 grudnia 2009

WTOREK

Zwykłem sprawdzać płyty "uznanych" producentów bez względu na gatunek i chyba po raz pierwszy przyznaję, nie wytrzymałem i muszę posłać parę "kurwów": ten obrazek na górze to encyklopedyczny synonim słowa "gówno 2009". Niestety nie żadne tam "hot shit" tylko raczej śmierdząca jeszcze cieplutka chałka jak ta, którą trzymacie w dłoni kiedy na spacerze sprzątacie po waszym psie (ya know what I'm sayin?). O ile staram się być conajmniej tolerancyjny wobec każdej muzyki to nowa płyta Timbalanda nie zasługuje na najmniejsze objawy tolerancji. Rozumiem że jest show biz i że trzeba robic hity ale to coś to już przegięcie i bezczelność na którą stać tylko największych ignorantów i gburów. Zasłużył też na pierwsze miejsce w TOP 10 najgorzej rapujących producentów. Niech mi nikt nie mówi o pięknym i cudownym warsztacie produkcyjnym Timbalanda bo jeżeli używa go do robienia muzyki tak dennej, przewidywalnej i prowadzącej do upośledzenia muzycznego ludzi, to powinien iść za to do więzienia za paragraf zblizony kategorią do ludobójstwa. W tej płycie nie ma nic: zero emocji, zero pomysłów, zero niespodzianek i pozytywnych zaskoczeń a za to pełno autotune-a i kiepskiego rapu. Ta płyta nie zasługuje nawet na miejsce na gimnazjalnych listach przebojów. Pod żadnym pozorem nie sprawdzajcie tego, a gdyby zdarzyło sie, że pan w czerwonym ubranku będzie próbował wrzucić wam taką chałkę pod choinkę to "wiecie co z nim zrobić"...
(na koszt własny oczywiście)

Spinboy

3 komentarze:

groh pisze...

świetna recenzja!

właśnie szukałem płyt do zestawienia 'płyt roku 2009' :)

piona!

WGW KOMPANY pisze...

a najśmieszniejsze jest to, że przez tą "recenzję" już kilka osób powiedziąło mi, że mają ochotę sprawdzić tą płytę :)

Anonimowy pisze...

w sztuce chodzi podobnież o to by budziła emocje, ta widać budzi i to spore więc jest ok.

miguel