Kilka słów o poznańskim Dubcity na które spontanicznie wybraliśmy się z SL-em i SunMiguelem: imprezka przyzwoicie zorganizowana, zaskoczony byłem sporą frekwencją, nagłośnienie poza tym że faktycznie było głośne to spodziewałem się czegoś z wyższej półki zwłaszcza że b2b Skreama i Bengi to niezłe rozkręcanie gał momentami do granic przyswajalności. Zaatakowali i zniszczyli wszystkim głowy na dobre, dubplate-y, dnb i numery z techno pulsacją, everybody klaszczą w ręcę, na parkiecie w Eskulapie jak zwykle brakuje powietrza... Dobrze było ich posłuchać, bawiłem się dobrze, chłopaki na scenie chyba tez się nieźle bawili. Scuba miał ciężki żywot wchodząc po nich, zaczął od joy orbisona, garażowych brzmień aż po minimal techno klasyki. W połowie seta sprawdziłem jak się ma górna sala a miała się bardzo dobrze: lepsze nagłośnienie (chociaz nie tak głośne), "spokój" i dobre wibracje, hidden treasure! Bardzo fajne sety ale wróciłem sprawdzić na dół set drugiego niemiaszka. Niestety, live act Shackletona to już nie moja bajka zupełnie, wolę jego płyty. To co grał zupełnie do mnie nie trafiało - rozczarowanie.
Wypad zdecydowanie na plus, Jadze i Bartkowi kolejny raz dziękujemy za wypaśną gościnę!
Highlit wieczoru: moment kiedy na dźwięk remixu la roux wszystkie laski łapały swoich facetów za rączkę i ciągneły ich na parkiet - obskurna słodycz, poszliśmy zajarać.
poniedziałek, 19 października 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz